wtorek, 2 września 2014

Dawid Podsiadło.

  Cześć.

  W niedzielę w moim mieście odbył się długo wyczekiwany przeze mnie koncert Dawida Podsiadło. Śledziłam jego twórczość odkąd pojawił się w X Factor. Zawsze podobał mi się jego głos, uważałam go za oryginalny, unikalny. Dlatego z niecierpliwością czekałam na to, żeby zobaczyć, czy na żywo równie mocno spodoba mi się jego śpiew.

  Od rana padał deszcz, więc pogoda nie do końca sprzyjała koncertowi. Przyjechałam na miejsce z kuzynką i jej koleżankami. Scena, machiny z wesołego miasteczka i wszystkie inne rzeczy (stoiska z różnym jedzeniem, grami, losami, strzelnicą i innymi badziewiami) były rozstawione na lotnisku. Kiedy przyszłyśmy na miejsce, trwał właśnie poprzedzający koncert Dawida, występ Leniwca. Byli właśnie w trakcie drugiej płyty. Nie przepadam za takim rodzajem muzyki. Szczególnie nie polskiej. Poza tym przerażała mnie ilość starych i młodych pancurów miotająca się pod sceną w dzikim pogo, brodząc niemalże po kolana w błocie i deszczu.

  Odczekałyśmy do ostatniej piosenki, a kiedy członkowie zespołu żegnali się już z publicznością, wepchnęłyśmy się DOSŁOWNIE do pierwszego rzędu, tak, że tłum ludzi lekko zgniatał mi żebra przyciskając mnie do metalowej barierki. Ale dało się przeżyć (bywało gorzej, na przykład w czasach, kiedy chodziłam jeszcze na ligi rocka...).

  Lepszego miejsca nie mogłam mieć. Kiedy Dawid pojawił się na scenie, z towarzyszącym mu wszechobecnym wrzaskiem ludu, okazało się, że stoję dokładnie przed jego oczami, jakieś sześć metrów od samej sceny. Już sam ten fakt bardzo mnie poruszył. Potem, kiedy machałam płytą z soundtrackiem z "Kamieni na szaniec" (gdzie znajduje się jego piosenka), Dawid uśmiechnął się do mnie i uniósł kciuk.

  Krótkie przywitanie, wymiana uprzejmości ("Jak tam, wszystko u was okej?") i zaczął się koncert.
Śpiewał między innymi "Nieznajomego", standardowe "Trójkąty i kwadraty" i "No" w trzech wersjach, ale na mnie i tak największe wrażenie wywarło jego mistrzowskie wykonanie "4:30". To było w sumie do przewidzenia. Od pierwszego razu, kiedy usłyszałam tę piosenkę, nie potrafiłam się od niej oderwać. A kiedy usłyszałam ją na żywo... Od razu szklane oczy, a chwilę później wodospady łez. Dawno nic mnie tak nie wzruszyło.

  Teraz jestem już pewna, że Dawid jest jedną z nielicznych osób, które NAPRAWDĘ ŚWIETNIE śpiewają na żywo. Chciałabym mieć jakiś równie ogromny talent. Niestety nie posiadam żadnego.








A taki miałam widok:


Nagranie "Trójkątów i kwadratów" - klik